LECH PRZEGYWA Z WARSZWSKA POTEGA
Lech Poznań jakoś tam od biedy dawał sobie rade z Legią Warszawa, dopóki nie zaczął sam sobie strzelać bramek. Wtedy poszło lawinowo. Mistrzowie Polski nie tylko przegrali z wicemistrzami 0:2, ale byli od nich bardzo wyraźnie słabsi Trzeba było wytężyć pamięć, by przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz Legia Warszawa była takim faworytem starcia z Lechem w Poznaniu. Poprzedni rok przebiegał przecież w atmosferze wygrywania przez Lecha z Legią niemal wszystkiego, co się dało (poza Pucharem Polski). Niebywałe, jak szybko się to zmieniło. Teraz legioniści przyjechali do Poznania bez większej trwogi, że baty z 2015 roku wrócą. W pełnym składzie, zabrali nawet rzekomo kontuzjowanego Kaspra Hämäläinena, który jako jedyny z zespołu Legii postanowił przed meczem nie zapoznawać się z murawą w Poznaniu. Znał ją bardzo dobrze. Za to kibice - nie poznawali. Wymieniona w części całymi płatami przedstawiała teraz niezwykły kolorystycznie widok. Jasne połacie sugerowały grę prawym skrzydłem, ciemne - zagęszczanie środka i klincz na skrzydle lewym, gdzie biegał w Legii Igor Lewczuk. On wraz z Michałem Pazdanem powstrzymali poznańskiego napastnika Nickiego Bille, za to Artur Jędrzejczyk zalazł za skórę młodemu Kamilowi Jóźwiakowi. Wyjście siedemnastoletniego gracza Lecha w pierwszym składzie na taki mecz, przed ponad 40 tysięcy widzów było jedną z bardziej interesujących historii tego meczu. Pokazywać mogła ona, że droga z Akademii Lecha na takie ekstraklasowe salony, jakie stanowi tego typu pojedynek jak Lech-Legia, nie jest aż tak daleka. Trzeba jednak było brać poprawkę na stan kadrowy Lecha, którego piłkarzy przed meczem połączyła grypa.